poniedziałek, 28 lutego 2011

"Moje życie"

Autor: Isadora Duncan
Tytuł: "Moje życie"

Jestem oszołomiona tą lekturą. Przede wszystkim - postacią Isadory, jej osobowością - pełną życia, bezkompromisową, mknącą przez życie w szaleńczym tempie, nie oglądającą się za siebie, chwytającą życie pełnymi garściami bez względu na skutki. Była kobietą, która przerosła swoje czasy - miała żarliwe przekonania, którymi żyła, których broniła nie zważając na konsekwencje i które starała się wcielać w życie. Zdecydowanie odrzucała religię i małżeństwo, zreformowała, wręcz zrewolucjonizowała taniec, stworzyła własną filozofię nie tylko tańca, ale także życia rodzinnego, obyczajów, szkolnictwa. Swoim ideom podporządkowała całe życie i całe życie walczyła o ich realizację.

Od najwcześniejszych lat wiedziała, czego chce - jej wielkim marzeniem było stworzenie własnej szkoły tańca, pokazanie światu, jak z jego pomocą można wyrazić własną duchowość, uczucia, przeżycia.
Rewolucyjne poglądy Isadory, jej taniec, długo torowały sobie drogę do świadomości i estetyki ludzi tamtej epoki; Europa poddała się jej urokowi i padła do jej stóp, w purytańskiej Ameryce nigdy to nie  nastąpiło. Kariera panny Duncan to historia imponujących wzlotów i spektakularnych upadków. Podążając za marzeniami w ciągu kilku miesięcy z nędzarki stawała się milionerką; pieniądze traktowała zawsze tylko jako środek do osiągnięcia celu - kiedy wreszcie udało jej się otworzyć wymarzoną szkołę tańca, ta kobieta o gorącym sercu bez namysłu adoptowała czterdzieścioro dzieci, by uczyć je tańca i zapewnić im lepsze życie. W czasie wojny pozwoliła przekształcić swoją szkołę w lazaret - była to trudna decyzja, ale właściwa.

Życie jej jednak nie oszczędzało - choć los obdarował ją trójką dzieci, musiała przeżyć ich śmierć, co przypłaciła załamaniem nerwowym. Wydaje mi się, że do końca życia nie pogodziła się z tą okrutną stratą; nadała też ona jej tańcowi nowy, tragiczny wymiar.
Życie Isadory Duncan to szalony pęd przez kontynenty, to mijane w biegu osobowości ówczesnej europejskiej bohemy, to głośne, przelotne i skandaliczne związki ze sławnymi mężczyznami; to zarazem wyżyny najdzikszego tryumfu oraz piekło osobistych dramatów. Dzięki nieokiełznanemu, żywiołowemu temperamentowi, znacznej dozie egzaltacji i ogromnemu ładunkowi spontaniczności, Isadora przeżywała wszystko bardziej, pełniej i głębiej; kiedy się cieszyła - trwała w pełni szczęścia, w ekstazie niemal; kiedy cierpiała - wpadała w głęboką depresję. Niczego nie udawała; ta ogromna skala przeżywania jest dla mnie niepojęta, godna podziwu, ale zarazem i przerażająca.

Godna podziwu jest również jej niespotykana siła przebicia, siła woli i twardość charakteru oraz żelazna konsekwencja działań. Nigdy się nie poddawała, nie zmogły jej żadne przeciwności losu, nigdy nie traciła z oczu głównego celu życia - sztuki.
Isadora Duncan kończy swe wspomnienia pełna nadziei - wyjeżdża do Rosji, by tam rozpocząć nowe życie, stworzyć kolejną szkołę tańca i dzielić się swoją pasją.
Niestety, życie po raz kolejny nie okazało się dla niej łaskawe; jak potoczyły się jej dalsze losy, można przekonać się samemu, sięgając po tę fascynującą lekturę (posłowie tłumacza).
Bo lektura oszałamia - jak napisałam na wstępie - w narracji jest tak wiele życia, tętniących uczuć i emocji - że nie sposób się nie wzruszyć, nie dać się porwać jej nurtowi. Trzeba pamiętać, że jest to autobiografia, więc na wiele rzeczy trzeba wziąć poprawkę, jednak mimo tego jest to lektura pod każdym względem niezwykła i wyjątkowa.
A czy czegoś nas uczy? Z pewnością tego,że warto podążać za swoimi marzeniami; ale czy na pewno za wszelką cenę?

Moja ocena: 4/5

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Spam, reklamy, wulgaryzmy i wypowiedzi niezwiązane z tematem będą natychmiast usuwane.